Przejdź do treści
Miś

Kiedy wstałam rano dzisiaj,  
Nie znalazłam mego misia
Chociaż wczoraj, wiem na pewno
On zasypiał razem ze mną 
Może uciekł. Ale czemu?  
Wszak nic nie zrobiłam jemu,  
Miał swój pokój, sweter w paski,  
Miał całuski, przytulaski. 
Miał zieloną, piękną muszkę,  
Do kąpieli miał kaczuszkę.  
I herbatkę mu robiłam,  
Ciasteczkami go karmiłam.  
I nic mu nie brakowało!  
Czy to wszystko było mało?  
Może coś zrobiłam źle?  
I on już nie lubi mnie?  
A gdy zeszłam z mego łóżka
Na dół spadła mi poduszka. 
Lecą z mej poduszki pierze, 
Patrzę na dół i nie wierzę.
Bo pod łóżkiem, przy poduszce, 
Leży ktoś, w zielonej muszce. 
Rozpoznaję tego pysia. 
Tak! Znalazłam swego misia.

Zima i wiosna
Rok od zimy się zaczyna, 
Biała śniegu jest pierzyna, 
Niedźwiedź chrapie głośno w norze,
Dzięcioł grzebie dziobem w korze. 
Z zimna stroszy swoje piórka, 
Przemarznięta, głodna sójka,
Bo jedzenia ma niewiele
A jej ptasi przyjaciele, 
Polecieli za granicę, 
Grzeją piórka gdzieś w Afryce.
U nas zimno i ponuro, 
Kto ma sierść i kto ma pióro, 
I tak trzęsie się nieboga,
Marznie ręka, marznie nogą.
W stawie zamarznięta woda, 
Odpoczywa tak przyroda. 

Żeby wraz z przybyciem wiosny, 
Cykl rozpocząć swój radosny. 
Powychodzą z ziemi kwiaty,
Drzewa z liści włożą szaty,
Niedźwiedź wstanie, ziewnie głośno,
Po czym krzyknie: witaj wiosno! 
Zbudzi krzykiem swym owady.
Płazy zbudzi oraz gady.
Wszyscy na raz – duzi, mali, 
Którzy dotąd smacznie spali,
Przyjaciele lasu owi,
Teraz wstają. Są gotowi. 
Mit
Jeż na kolcach jabłko niesie,
Taki obiad znalazł w lesie.
To nieprawda, w to nie wierzę,
Że zjadają jabłka jeże.
I masz rację, to jest mit.
Ktoś zwyczajnie wciska kit.
Jeże są mięsożercami
I się żywią owadami.

Struś? On w piasek głowę chowa,
Czy go tak nie boli głowa?
To nieprawda, to przesada,
Że struś w piasek głowę wkłada.
I masz rację, to jest mit.
Ktoś zwyczajnie wciska kit.
Struś, choć głupszy od człowieka,
Gdy się boi to... ucieka.

Na czerwono się ubierzesz,
To cię byk na rogi bierze.
To nieprawda, nie wiesz tego,
Czy byk gna do czerwonego.
I masz rację, to jest mit.
Ktoś zwyczajnie wciska kit.
Chociaż lepiej go unikać,
Barw nie widzi oko byka.

Nietoperze są ślepcami,
Bo polują wciąż nocami.
To nieprawda, nie uwierzę,
Że są ślepe nietoperze.
I masz rację, to jest mit.
Ktoś zwyczajnie wciska kit.
Chociaż ma niewielkie oczy,
Ssak ten widzi - nawet w nocy.

Każdy wie, że mleko krowie,
To dla kotka samo zdrowie.
To już poszło za daleko!
Kot pić musi kocie mleko!
Tak masz rację, to jest mit.
Ktoś zwyczajnie wciska kit.
Bo gdy mleko da mu krowa,
Kot się może pochorować.
Gdy idę do lasu… 

Gdy idę do lasu, jestem detektywem, 
Wtedy badam tropy zwierząt – te prawdziwe.
Tu przebiegł jeleń, tam sarna, zające, 
Zostawiły ślady, wysuszone słońcem.

Gdy idę do lasu, jestem naukowcem,
Nie małym dzieckiem ani zwykłym chłopcem.
Bo świat odkrywam i zdobywam wiedzę,
Gdy chodzę, oglądam, gdy myślę i siedzę.

Gdy idę do lasu, to jestem odkrywcą,
Malutkim Kolumbem i lasu zdobywcą.
Gdy idę bez celu i gdy idę z planem,
Zawsze odkrywam, co dotąd nieznane.

Gdy idę do lasu, jestem podróżnikiem,
Odważnym, co staje oko w oko z dzikiem, 
Na drogach niezdobytych stawiam kroki świeże, 
Bo w lesie nie brak nieodkrytych ścieżek.
dzięcioł wierszyk
Zemsta dzięcioła

Ktoś w lesie brzydko mówił na dzięcioła,
Dlatego sowa od razu go woła:
“Ktoś nagaduje i plotki rozpuszcza,
Trąbi o tym od rana prawie cała puszcza!”
Dzięcioł się wkurzył, już winnego szuka,
Do drzwi w całym lesie swoim dziobem puka.
“To ty na mnie gadasz? A chcesz dostać w nos?!”
"Ja nic nie mówiłem!" "Ale mówił ktoś!"
Więc dzięcioł szuka po lesie winnego,
I chyba zaczepki też szuka do tego.
O ile nie znalazł sprawcy zamieszania,
To dziobem dostała przez przypadek łania.
Zła na dzięcioła, mężowi się skarży,
A jeleń nie jeleń – gotowy do szarży.
I jak dzięcioła nie wziął na poroże,
"Od mojej żony się odczep, potworze!"
Ciężko powiedzieć, kto gorszym potworem...
Odtąd dzięcioł dziobie tylko w drzewie korę.
A co z plotkarzem? Nigdy go nie było.
To sowie plotkarze… wszystko się przyśniło.

Kapelusz sarenki

Znalazła sarenka kapelusz jak nowy,
Szybko go przyłożyła do głowy,
I nachylona nad lustrem wody,
Rzekła, że to najnowszy krzyk mody.
“Kapelusz taki zawsze mi się marzył!
Och, jak pasuje do mej smukłej twarzy!”
I dumna z siebie ruszyła w gęstwiny,
By wzbudzić zachwyt wśród leśnej zwierzyny.
Sypały zwierzęta komplementy liczne,
Że nakrycie głowy sarna ma prześliczne.
Każdy ją zaczepia, komplementy prawi,
Sarna w kapeluszu wspaniale się bawi.
Ale nagle czuje, ktoś ją w plecy dziobie:
“Oddawaj, to moje! Przywłaszczyłaś sobie!”
Zaskoczona sarna, wytężyła wzrok,
Nad nią lata, skrzeczy jedna z leśnych srok.
Sarna w kapeluszu wygląda dostojnie,
Dlatego nie krzyczy, a mówi spokojnie:
“To mój kapelusz, znalazłam go w lesie,
Ty go przecież chyba nawet nie uniesiesz,
Zresztą zobacz sama, przejrzyj się w kałuży,
Na twój mały łebek dużo jest za duży!”
Sroka kapelusz zabrała bez słowa,
Nim sarna odkryła, że pusta jej głowa.
Ptak leci do góry i ledwo się trzyma,
“Oddawaj złodziejko!” sarna się nadyma.
Wrzeszczy i tupie, najeżona cała,
W końcu sroka także już nie wytrzymała
I mówi: “W kapeluszu byłaś leśną gwiazdą?
Na łeb założyłaś, głupia, moje gniazdo!”

Facebook
Instagram