Gdy Zuzia przyniosła do domu to małe ziarenko, nikt nie sądził, że coś z niego będzie. Mama dała jej doniczkę. Dziewczynka wsadziła ziarenko w ziemię i podlała. Patrzyła i czekała, ale nic się nie działo. Mama mówiła, że trzeba czekać bardzo długo. I podlewać. Podlewanie jest ważne. Zuzia czekała i podlewała. Mijały dni, ale nic się nie zmieniało. Gdy Zuzia nie widziała nic, pod ziemią, to małe ziarenko wykonywało ciężką pracę. Tworzyło korzenie, które coraz bardziej zagłębiały się w ziemię. A potem wychyliła się nieśmiało, jasnozielona łodyżka z malutkim listkiem. I Zuzia z zachwytem obserwowała, jak łodyżka pnie się w górę i w górę. Staje się coraz większa i silniejsza. Aż na samym czubku pojawił się zielony pąk.
Zuzia podlewała i nawoziła. Dbała aby jej roślince niczego nie brakowało, a ona odwdzięczyła się najpiękniej jak potrafiła. Zielony pączek stawał się coraz pełniejszy i zmieniał kolor. Aż w końcu, pewnego słonecznego dnia Zuzię zachwyciła czerwień rozłożystych płatków. Jej roślinka zakwitła i stała się pięknym kwiatem. Ponieważ mieszkała w doniczce na parapecie, przez uchylone okno odwiedzały ją trzmiele, motyle, pszczoły. Mama Zuzi tłumaczyła, że zbierają nektar i pyłki. Że jej kwiatek będzie miał dużo dzieci wszędzie tam, gdzie dolecą jego skrzydlaci przyjaciele. Zuzia cieszyła się na tę myśl. Jej Kwiatek był nie tylko piękny, ale i użyteczny. Dni mijały i stawały się coraz krótsze, a owady coraz rzadziej odwiedzały Kwiatek. Nadeszła jesień, a wraz z nią chłód i mocny wiatr. Kwiatek wyglądał coraz słabiej. Jego płatki straciły barwę i poszarzały. Powoli, jeden po drugim marszczyły się i odpadały. Zuzia robiła co mogła, by go ratować. Podlewała jeszcze częściej niż zwykle. Opowiadała mu bajki i historie. Obiecała, że jego owadzi przyjaciele na pewno wrócą. Głaskała jego łodygę, starając się nie uszkodzić ostatnich kilku płatków. Ale to wszystko nic nie dało. Pewnego dnia ostatni płatek opadł bezgłośnie na ziemię. W jego miejsce pojawił się mały woreczek, ale roślinka będąca jej Kwiatkiem, już nigdy nie była taka sama. Stawała się coraz słabsza. Jej łodyga także pociemniała, a woreczek zaczął chylić się ku ziemi.I pewnego dnia Kwiatek umarł. Zuzia kochała go i dbała o niego, a mimo to umarł. Dziewczynka ze łzami w oczach pochowała swojego przyjaciela w ogrodzie. A potem nastała zima pełna sopli łez i wspomnień, które nie chciały stopnieć. To była ciężka zima. Bo nic, nawet najpiękniejsza choinka, nawet najwspanialsze prezenty, nic nie mogło zastąpić Kwiatka. I nawet gdy świat na powrót stawał się zielony, serce Zuzi wciąż pozostawało skute lodem. Robiło się coraz piękniej, ale dziewczynka nie widziała tego przez łzy. Czy świat mógł być piękny bez jej Kwiatka? Pewnego poranka wyjrzała przez okno. Zamrugała kilka razy. Przed jej domem nie było już trawnika. Kwitła tam łąka. Pełna kwiatów takich samych jak jej Kwiatek. Żaden z nich nie był jej Kwiatkiem, a jednocześnie każdy z nich nim był. Pszczoły, trzmiele, motyle. Wszyscy, którzy odwiedzali jej Kwiatek tamtej wiosny dali mu nowe życie. I ona, zwracając Kwiatek ziemi, też dała mu nowe życie. To nie był on. Ale to był on. I świat Zuzi rozkwitł na nowo.