Przejdź do treści

Żabka Frania uwielbiała poznawać świat. Mimo małego wzrostu i niewielkiej siły, bardzo wcześnie opuściła rodzinny staw, by zwiedzać najdalsze zakamarki lasu. Gdzież ona nie była! Wydeptywała ścieżki wśród zawilców, wspinała się na skały, skąd podziwiała widoki. Szybko znalazła też przyjaciół i to przyjaciół dla żaby niespotykanych. Kreta Lesia i kruka Arka, który, co niecodzienne dla kruka, zamiast Franię zjeść, postanowił zrobić z niej towarzyszkę swoich zabaw. Całą wiosnę i lato przyjaciele bawili się razem i odkrywali nowe miejsca. Na grzbiecie kruka, Frania mogła latać nad drzewami, a kret pokazywał jej niesamowity, inny świat skryty pod ziemią. 

Nadeszła jednak jesień i Frania wiedziała, że zbliża się koniec jej przygód na następne kilka miesięcy. Co roku z żalem musiała opuszczać swoich przyjaciół. Wracała do stawu i chowała się na jego dnie. To była tradycja. Tak robiła jej żabia mama, tak robiła babka, prababka, a także wszyscy jej kuzyni, bracia i siostry. I chociaż Frania buntowała się przeciwko temu, nie potrafiła inaczej. Nadchodził po prostu taki czas, że jej łapki same prowadziły ją do stawu i zagrzebywały ją w mule na samym dnie. A potem było tak cicho i mięciutko, że jedyne co mogła Frania zrobić to pójść spać. Dopiero wraz z nadejściem wiosny budziła się i znowu wracała do swoich przyjaciół.

Ten rok jednak miał być inny. Frania podjęła postanowienie. Miała zamiar pierwszy raz w życiu zobaczyć zimę! Odkryła już cały las i była wszędzie. Pod wodą, na wodzie, na ziemi, nad ziemią, pod ziemią. Mogłoby się zdawać, że las przed Franią nie ma już żadnych tajemnic. A jednak było coś, czego nie doświadczyła i to tylko z powodu tego, że urodziła się żabą. Nigdy nie zaznała zimy. Nie widziała śniegu, nie cieszyła się wraz z całym lasem świętami. Nie mogła udekorować choinki ani śpiewać kolęd. Dlatego Frania, w tajemnicy przed swoimi znajomymi i rodziną, zaczęła przygotowania. Już w sierpniu, między konarami starego dębu urządziła spiżarnię i łapała więcej much, niż potrzebowała. Gdy z drzew zaczęły spadać pierwsze liście i nadszedł czas szykowania się do snu, żabka kończyła zbierać zapasy.

I chociaż ciągnęło ją do stawu, walczyła z pokusą. Patrzyła, jak inni członkowie jej rodziny powoli udają się na zimową drzemkę, ale sama wiedziała, że tym razem nie może tego zrobić. Nie po to tyle się przygotowywała i zbierała te wszystkie muchy. Ale na wszelki wypadek odeszła jeszcze dalej od stawu, żeby nic nie zmusiło jej do powrotu.

– Co tu robisz? – zapytał Franię Arek, który właśnie przelatywał nad lasem. – Czemu nie idziesz do spania? Wszyscy twoi kuzyni już dawno leżą na dnie stawu.

Nadszedł czas, by wyznać prawdę:

– Nie idę w tym roku spać. Postanowiłam zostać tutaj.

– Myślisz, że dasz radę? Nie wydaje mi się – powiedział kruk, ale żabka była uparta.

– Jeszcze zobaczysz. Dotrwam i zobaczę prawdziwą zimę!

Liści na drzewach robiło się coraz mniej, aż w końcu pozostały nagie gałęzie, a Frania wciąż nie rezygnowała ze swojego postanowienia. Ale wieczory stawały się chłodniejsze, a żabka coraz słabsza. Gdy zaczęło być już naprawdę zimno, Frania poczuła, że robi się senna, a jej ciało nie ma ochoty się poruszać. Nie umiała już nawet wstać. Patrzyła nieobecnym wzrokiem przed siebie. W takim stanie znaleźli ją Arek i Lesio.

– Nie mam siły – wymamrotała cicho żabka.

– To dlatego, że jesteś zmiennocieplna – pouczył ją kruk.

– Zmiennocieplna? – zapytała słabo.

– Twoje ciało reaguje na warunki na zewnątrz – wyjaśnił ptak. – Jak robi się zimno, ono też się wychładza i potem zapada w sen. Ale jak nic z tym nie zrobisz, możesz nawet zamarznąć!

– Tak nie może być! – wykrzyknął Lesio, który z natury nie był zbyt rozmownym zwierzęciem. – Musimy coś zrobić!

Kruk pokiwał z powagą głową.

– Musimy zaprowadzić Franię do stawu. Woda jeszcze nie zamarzła. Nie jest za późno.

– Nie. – Żabka słabo pokręciła łebkiem. – Muszę zobaczyć śnieg.

Tak wiele poświęcała dla tego marzenia, że kruk nie miał sumienia jej go pozbawić. Ale co więcej mógł zrobić?

– Już wiem! – powiedział wreszcie, po dłuższej chwili poświęconej na myślenie. – Ludzie żeby nie zamarznąć szyją sobie ubrania. Też tak zrobimy!

– Znam pewną owcę – przyznał kret. – Myślę, że może nam pomóc.

Arek i Lesio przykryli Franię listkami i szybko polecieli do gospodarstwa. Owca Małgosia zdziwiła się na ich widok. Szybko wyjaśnili, o co im chodzi.

– Mogę dać wam trochę swojej sierści. Gospodarze mają taką specjalną maszynę do robienia wełny…

– Kołowrotek? – zapytał kruk.

– Tak! Pokażę wam gdzie.

Na szczęście kołowrotek stał w pomieszczeniu, do którego gospodarze rzadko zaglądali. Kruk i kret bez problemu dostali się do środka. Z pomocą przyszły im i inne zwierzątka – myszki i szczury. Dzięki nim szybko udało się uprząść wełnę, a następnie z niej zrobić na drutach przyniesionych przez myszki, czapkę, szalik, sweterek i małe butki i rękawiczki. Z ubrankiem Lesio i Arek wrócili do Frani.

Ledwo otworzyła oczy, gdy usłyszała, że przyszli. Nie było czasu do stracenia. Przyjaciele szybko ubrali Franię. Chwilę później żabka ożywiła się.

– Dziękuję! – powiedziała, uśmiechając się szeroko. – Teraz naprawdę będę mogła spełnić moje marzenie i zobaczę najprawdziwszą zimę!

Tak też się stało. Nadszedł grudzień, a z nieba spadły pierwsze mroźne płatki śniegu. Frania nie mogła uwierzyć własnym oczom! Skakała dookoła, łapiąc na swój długi język kolejne śnieżynki i ciesząc się, gdy się rozpuszczały. Kruk i kret patrzyli na nią zdumieni. Dla nich zima nie była niczym szczególnym. W końcu przeżyli już tyle zim. Ale Frania nie potrafiła wyjść z zachwytu. W końcu zmęczyła się skakaniem i usiadła na skale.

– I święta! Zrobimy sobie piękne święta! – cieszyła się.

– Zima jest ciężkim okresem – pouczył ją kruk. – Ciężko zdobyć pożywienie.

Wkrótce żabka przekonała się, że jej przyjaciel mówił prawdę. Choć jej samej nie brakowało much, inne zwierzęta miały problem ze znalezieniem jedzenia. Żabka wyobrażała sobie, że będzie bawić się z przyjaciółmi na śniegu całe dnie. Tymczasem, gdy tylko zrobiło się mroźniej, Lesio zakopał się pod ziemią na dłużej.

– Wyjdę, jak ziemia się trochę rozmrozi – zapewnił i zniknął w kopcu.

Arek także nie miał dla Frani czasu. Zamiast bawić się w bitwy na śnieżki i lepienie bałwana, kruk latał po całym lesie w poszukiwaniu posiłków.

I tak, choć widok pierwszego śniegu był cudowny, Frani zaczęła dłużyć się zima. Każdy był zajęty lub chował się w swojej norce. Przyjaciół nie widywała prawie wcale. I w końcu Frania stwierdziła, że zima, choć piękna, to nie jest pora dla żab.

– Nie ma co kłócić się z naturą – powiedziała do Lesia, gdy przyleciał ją wreszcie odwiedzić. – Zimą nie ma tu dla mnie miejsca. Wracam spać.

Pokicała nad brzeg stawu i zamarła. Cała jego powierzchnia była pokryta lodem. Nie miała jak zejść pod wodę.

Po buzi Frani spłynęła pojedyncza łza. Tak bardzo chciała iść z powrotem spać. Zmęczyła i znużyła ją zima. Ale nie znalazła drogi na dno jeziora.

– Od czego są przyjaciele? – Usłyszała nad sobą głos kruka.

Po chwili żabka zobaczyła, że z lasu wychodzą jej znajomi. Sarny, dziki, jelenie. Nadleciały ptaki. Wszyscy podeszli do jeziora i zaczęli dziobać dziobami i stukać kopytami tak długo, aż gruba warstwa lodu powoli zaczęła pękać. Wreszcie Frania zobaczyła najprawdziwszy przerębel. Żabka zdjęła swój szalik, czapkę i rękawiczki i położyła na brzegu, na śniegu. Poczuła, jak momentalnie robi się jej zimno.

– Dziękuję wam! – wykrzyknęła jeszcze. – Przepraszam za kłopot. Teraz już wiem, że zima nie jest dla żab. Spotkajmy się na wiosnę. Musicie obiecać, że będziecie na mnie czekać! – To mówiąc, wskoczyła do wody i popłynęła na samo dno, gdzie od dawna drzemali członkowie jej rodziny.

I las czekał na Franię, a wraz z nim nowe przygody.

Facebook
Instagram